Oddycha się płuckami, żyje się smuteczkami |
Patrycja Pustkowiak spotyka się z Marcinem Baranem, aby porozmawiać o "Niemal całkowitej utracie płynności"w Lampie
PATRYCJA PUSTKOWIAK: Co robią poeci, kiedy przez dziesięć lat nie piszą? Czy twoje milczenie może być potwierdzeniem słynnej frazy, że poetą się bywa? MARCIN BARAN: - Żyje-się, żyje przecież przez cały czas (do czasu). Człowiek się skupia, człowiek chłonie. Podgląda nieco. Kombinuje, co by tu opisać i jak. No i równolegle wciąż trzeba się i świat ogarniać, żeby rodzinę utrzymać. I tak mijają tygodnie i miesiące, i nagle okazuje się, że takie spowolnienie w uwalnianiu wierszy z siebie staje się stanem naturalnym, że czekanie na wiersz, ścibolenie-przytrzymywanie słów - też daje przyjemność. Systemy mózgowe zasysają ciepło słońca i trwającego czasu. Na dodatek wiersze wyobrażone, a nienapisane są takie cudne, nieskończenie doskonałe... A poetą się wyłącznie bywa - nawet publikując wiersze czy książki z szybkostrzelno- ścią karabinu maszynowego. P.P.: A wiersze już napisane są zawsze niedoskonałe? Znana ci jest satysfakcja z tego, co napisałeś, czy to zawsze w jakimś sensie klęska? M.B.:- Napisany wiersz wcale nie jest niedoskonały, tylko jest taki, a nie inny. W wierszu wyobrażanym/wyobrażonym zawsze pozostaje cząstka niedookreśloności, co dodaje mu - bo ja wiem - pieprzu? A kilka, kilkanaście wierszy z tych, które napisałem, ośmielam się uważać za dość satysfakcjonujące. Przynajmniej mnie. P.P.:Które to wiersze - raczej te współczesne czy młodzieńcze? Pisarski progres czy sentyment do wcześniejszej twórczości? Cała rozmowa do przeczytania w "Lampie" nr 9/2012 |